KLUB500 - Łódź | Stowarzyszenie Właścicieli Prezesów i Dyrektorów Firm
KLUB500 - <!--Łódź | Stowarzyszenie Właścicieli Prezesów i Dyrektorów Firm-->
KLUB500 - <!--Łódź | Stowarzyszenie Właścicieli Prezesów i Dyrektorów Firm-->

NASZ KLUB JEST JAK OGNISKO

Wywiad z Sylwestrem Szymalakiem, prezesem Klubu 500-Łódź, prezesem zarządu GRUPY KAPITAŁOWEJ ORGANIKA S.A.


Liberał, chemik, lider

Dorota Ceran: Już taki nasz polski los, że nie sposób uciec od polityki. Pan ma bardzo sprecyzowany światopogląd...
Sylwester Szymalak:
Jestem liberałem. W Polsce nie lubi się liberałów. Nie wiem zupełnie – dlaczego.
Ostatnio nigdzie nie mają łatwego życia.
Bardzo uważnie  śledzę sytuację polityczną Kanady. Justin Trudeau jest liberałem. I wygrał wybory jako liberał.  Jest teraz premierem dużego, bogatego  państwa. I podejmuje bardzo interesujące decyzje. Na przykład  - uwolnienie marihuany. Ludzie mogą sobie tam pykać marychę i  to jest normalne.
Przeciwnicy argumentują, że marihuana to jednak narkotyk.
No jest to oczywiście narkotyk ale papierosy też  są narkotykiem i też uzależniają. Jeszcze gorsza jest  wódka. A najgorsza z tego wszystkiego jest  prohibicja. To ona w Stanach urodziła Ala Capone. Od tamtego czasu wiadomo, że prohibicja  nie ma żadnego sensu.
Mam trójkę dzieci, w związku z tym sporo doświadczenia i muszę powiedzieć, że każdy zakaz w stosunku do dziecka rodzi bunt. I tak samo jest z dorosłymi. I stąd uważam, że poglądy liberalne są bardzo dobre, idealne. Tyle, że kolejne władze obrzydzają je.
Poglądy liberalne są demonizowane, bo wielu ludzi zakłada, że przyzwalają dosłownie na wszystko.
Poglądy liberalne mówią, że owszem – wolno ci robić wszystko pod warunkiem, że nie szkodzisz drugiemu człowiekowi. I sobie też – oczywiście. Więc nie dopuszczają przyzwolenia na wszystko.
Czy polska polityka ma liberalną reprezentację wśród liczących się partii?
Nowoczesna była dotąd partią liberalną. Teraz już o tym jakoś nie mówią. Nie wiem dlaczego. Wstydzą się? Zresztą myślę, że 80% ludzi w ogóle nie rozumie, czym są poglądy liberalne. A PiS robi wszystko, żeby zniechęcić już do samego pojęcia „liberalny”.
Popatrzmy na to, co się stało po wyborach samorządowych. Wieś jednoznacznie głosowała na PiS. Dlaczego? Bo wieś to Kościół. Kościół to PiS, w związku z czym... to jest jasne. A religia katolicka bazuje na słabej wiedzy i  na biedzie. Kiedy spojrzymy,  gdzie ona się na świecie najlepiej rozwija, to są to Filipiny, Meksyk, cała Ameryka Łacińska – czyli kraje najbiedniejsze. Tam, gdzie społeczeństwa się bogacą,  ludzie zwracają się raczej w kierunku Kościoła Ewangelickiego.
Albo w kierunku laicyzacji.
Dokładnie. Bo ludzie świadomi nie dają sobą sterować. No i mamy przykład w Polsce: wieś – Kościół, miasta – Koalicja Obywatelska. Bo w dużych ośrodkach jest więcej ludzi, którzy wiedzą, na co i na kogo głosują. Tamci głosują tak, jak mówi im proboszcz.
To jest chyba też strach przed samodzielnością...
Oczywiście.
I przed odpowiedzialnością.
O, i to jest właśnie to! Bo wolność wymaga odpowiedzialności. A ludzie się tego boją.
Niech ktoś za mnie zadecyduje...
...a  ja żebym coś dostał. Czyli tak – Unia Europejska jest cacy pod warunkiem, że daje pieniążki. A rolnicy najbardziej właśnie na Unii zarobili, tylko często nie mają o tym pojęcia.  Sporo jeżdżę po Polsce, rocznie około dwudziestu, trzydziestu tysięcy kilometrów, też po tych bocznych drogach i widzę, jak się to wszystko zmieniło. Jak kiedyś jechałem przez województwo świętokrzyskie czy rzeszowskie, lubelskie i porównuję z tym, jak teraz to wygląda, to Boże kochany! To jest po prostu niebo a ziemia! I to wszystko w ciągu tych czternastu lat od czasu wejścia do Unii Europejskiej. To jest po prostu inna wieś, a zmieniła się właśnie dzięki pieniądzom z Unii Europejskiej. A teraz, gdyby tak naprawdę zrobić referendum, to prawdopodobnie ta wieś zagłosowałaby przeciwko naszej bytności w Unii. Dlaczego? Dlatego, że oni nie mają żadnej wiedzy na ten temat. Dostają pieniądze. Od kogo? No pewnie od sołtysa. Albo wójta, burmistrza...
To bardzo smutna konstatacja... Wróćmy do Pana liberalizmu.
Na początku III RP liberalną formacją był Kongres Liberalno-Demokratyczny. Później został wchłonięty przez Unię Wolności i powstała Unia Demokratyczna. I wtedy reprezentacja mojego poglądu liberalnego w Polsce się skończyła. Jeszcze przez chwilę lider Platformy Obywatelskiej Donald Tusk mówił o sobie że jest liberałem, ale gdy był premierem w drugiej kadencji oficjalnie wyparł się swoich liberalnych poglądów i przeszedł na stronę socjalistycznego populizmu, co i tak nie dało PO wygranej w kolejnych wyborach.
Po latach trochę Petru określił się jako liberał, ale jak to często bywa – ambicje ludzkie biorą górę nad racjonalizmem.
Ludzie często mówią, że nie pójdą na żadne wybory, bo nie mają na kogo głosować, bo politycy ich zawiedli, opuścili, zdradzili...
Zaliczam się do tych ludzi, którzy są przyzwyczajeni do głosowania. Uczył mnie tego ojciec, uczyłem swoje dzieci i ja: to jest obowiązek obywatelski i jeżeli nie wyrazisz swojej opinii, to potem nie miej pretensji. Tymczasem to, że mamy taką frekwencję, że prawie połowa ludzi nie chodzi  na wybory to jest to przykład na to, że tak naprawdę ludziom się przejadło to ciągłe opluwanie się, ciągłe najeżdżanie jednych na drugich, niemówienie o pozytywach tylko ciągle o negatywach. A według mnie to jest bardzo złe zjawisko.  Jestem życiowym optymistą, we wszystkim szukam pozytywów i nawet jeśli coś mi się stało złego, to się zastanawiam i tłumaczę to sobie racjonalnie. Kiedyś jedna pani psycholog robiła mój profil psychologiczny. Okazało się, że jestem cholerykiem, takim, który szybko się zapala i szybko gaśnie. I dodała, że dobrze się dzieje, że szukam pozytywów, że tak trzeba. Dlaczego? Bo nigdy nie wiesz, czy jakby się to nie zdarzyło, to za chwilę nie zdarzyłoby się coś dużo gorszego.
Jednak coś Pana denerwuje?
Najbardziej mnie denerwuje (i to w polityce jest widoczne) – ciągłe rozdrapywanie starych spraw. My w Polsce ciągle do martyrologii wracamy. Oczywiście, pamięć musi być, ale po co ciągle mówić o tym bez przerwy. Tak jest na przykład z Holocaustem i z Ustawą o IPN-ie. Z jednej strony bzdura totalna, że sejm coś takiego uchwalił, z drugiej strony, po co Izrael zrobił z tego takie straszne zamieszanie? I to dotyczy całego świata, który bez przerwy żyje takimi rzeczami.
Świat w ogóle ostatnio jakby trochę zwariował.
I dlatego ludzie coraz bardziej się zamykają. I ja też coraz mocniej pozostaję w swoim kręgu i coraz mniej mnie interesuje wychodzenie na zewnątrz. Bo zaraz się zastanawiam, na ile co jest polityczne, a na ile ludzkie. Wolę więc  pójść na kolację charytatywną dziewczyn z organizacji „Przyjaciele świata” i spędzić fajnie cały wieczór wiedząc, że pieniądze, które tam będą zebrane idą na dzieci, czy do szpitala coś kupujemy... Strasznie mi się podoba  Orkiestra Świątecznej Pomocy – ludzie zbierają pieniądze, Owsiak to wszystko ogarnia... Nawiasem mówiąc - potrzebny mu jest sukcesor, ktoś, kto kiedyś pociągnie to dalej, bo to jest piękna idea. A w polityce – zawsze są jakieś podteksty, zawsze ktoś kogoś szufladkuje. Dlatego rozumiem biznesmenów, że coraz częściej nie pokazują twarzy. Coraz mniej jest ludzi z FORBSA,  którzy chcieliby się pokazywać w mediach. Z drugiej strony – media zmieniły się strasznie. Żyją ciągłą sensacją. To  niedobrze.
Media robią dokładnie to, czego oczekują odbiorcy.
No tak, ale to jest także kreowanie zachowań społeczeństwa. A dając więcej informacji o charakterze sensacyjnym, negatywnym media powodują, że ludzie pragną tego więcej.  Jeżeli spojrzymy na starożytny Rzym i ówczesne igrzyska, które kolejni cesarze robili, to przecież tam na trybunach siedzieli ludzie, którzy na co dzień żyli biednie, nieraz brakowało im na jedzenie, byli bici i źle traktowani. A szli na te trybuny i patrzyli, jak się tam leją ci gladiatorzy, bo ludzie lubią oglądać tych, którym jest gorzej niż im samym. I dzisiaj też tak jest.  I jak kto ma lepiej, to się zastanawiają: „Jak to jest? ja też pracuję, to dlaczego on ma lepiej? Pewno kradnie. Albo ma układy”. I to już jest zawiść. Bo  akurat zazdrość to według mnie uczucie dość pozytywne, bo dobrze jest, jak ktoś zazdrości komuś, że ma więcej. To zwykle sprawia, że  będzie więcej pracował, ciężej, żeby więcej osiągnąć. Taka zazdrość stymuluje człowieka do działania. Zamiast chcieć przegonić sąsiada, bo ma większy basen, będę więcej pracować, żeby mieć taki sam albo większy. Polak niestety myśli kategorią: „Jak go tu podpieprzyć, żeby mu ten basen zasypali. Bo mnie się nie chce pracować, a on ma?”
Jest Pan wnikliwym obserwatorem...
Ale żeby móc myśleć w ten sposób co ja,  trzeba mieć za sobą przeżyte te wszystkie powojenne epoki. Pamiętam Gomułkę i rok 1968, kiedyśmy byli z chłopakami, podczas strajku studentów, na Placu Wolności.  Stanęliśmy sobie koło dawnego Simu, na rogu placu i ul. Obrońców Stalingradu[1]. I po raz pierwszy dostałem pałką. Przyszliśmy z chłopakami z podwórka popatrzeć na to, co się działo a nie wiedzieliśmy, że obowiązuje zakaz zgromadzeń. Powyżej pięciu osób w grupie to już było zgromadzenie. Nas tam było wtedy chyba siedmiu, czy ośmiu. W związku z tym milicja natychmiast interweniowała. Wpadło na nas trzech takich wielgachnych, z długimi pałami... Ale w końcu  nam  się udało  uciec do bramy.
Potem był Gierek, czyli dość dobre czasy wówczas dla Polski. Tak się wtedy przynajmniej wydawało. Kredyty brał, ale budował drogi. Pamiętam, jeden mój kolega mieszkał w pobliżu ulicy Kasprzaka przy Letniej, którą wtedy zlikwidowali, bo powstała Aleja Włókniarzy.  Ale życie na kredyt, komunizm powodowały, że mimo iż to życie było w miarę spokojne, to było strasznie przaśne.
A potem przyszedł rok 1980. Wtedy broniłem pracę magisterską i wtedy były studenckie strajki. Jako piszący pracę mogłem jednocześnie strajkować i wyjść z budynku. Te strajki to było coś, co integrowało ludzi i w sumie było fajne. Studiowałem chemię na Politechnice Łódzkiej. Od trzeciego roku miałem indywidualny tok studiów  i dwóch profesorów (profesor Dobrzycki – chemia spożywcza, cukrownictwo i Profesor Serwiński – inżynieria chemiczna) umożliwiło mi to, bo na takich zwykłych studiach trochę mi się nudziło.
Stan wojenny zastał mnie, kiedy już wyjechałem z Łodzi do małego miasteczka, gdzie mieściła się cukrownia wchodząca w skład Przedsiębiorstwa Państwowego Cukrownie Dolnośląskie,  z którym podpisałem umowę na tzw. stypendium fundowane.
Stypendium to „odpracowywałem” najpierw krótko we Wrocławiu, a później to były Ziębice, takie małe, dolnośląskie miasteczko.
To znaczy, że przez chwilę mieszkaliśmy tam w tym samym czasie! Znam to miejsce, ponieważ los wywiał mnie z Łodzi aż tam na trzy lata. Z tym, że ja wyjechałam stamtąd właśnie w 1981.
Ładne miasteczko. Stolica Księstwa Ziębickiego w czasach Bolków Piastowskich. Zwłaszcza znamy Bolka Świdnickiego, który najdłużej opierał się Czechom i Niemcom...
Fajnie tam było.  Taka nieduża cukrownia tam była, gdzie właśnie pracowałem.
Mieszkałem tam od 1981 roku do 1989. I kto wie, może spędziłbym tam więcej czasu, ale mnie trochę oszukali.  W 1989 roku odchodził ówczesny dyrektor, Kazimierz Wąs. Umowa była taka, że dyrektor techniczny zostanie dyrektorem naczelnym, a ja jako kierownik produkcji zostanę dyrektorem technicznym. Ale niestety, wrócił ze Związku Radzieckiego niejaki Topolski (nawiasem, fajny człowiek był) i  to jego zrobili technicznym. Wytrzymałem pół roku i  przeniosłem się do innej cukrowni, do innego miasteczka, przepięknego, niedaleko Ziębic, które nazywa się Otmuchów, koło Paczkowa. To  miasteczko było niegdyś własnością biskupów wrocławskich  i jest tam pałac biskupi, który jako jedyny w Europie zachował się w stanie pierwotnym, bez żadnych remontów. Tam biskupi do sali reprezentacyjnej wjeżdżali konno. Są tam tzw. końskie schody – szerokie, by koń mógł wmaszerować do wnętrza budynku. W tamtejszej cukrowni byłem dyrektorem technicznym, potem zostałem dyrektorem naczelnym.

Ciąg dalszy pod LINKIEM.

[1] Dzisiaj – ulica Legionów

powrót
Zostań członkiem Certyfikacja Menedżerów więcej


Nagroda Klubu 500

Nagroda KLUBU 500-ŁÓDŹ jest wyróżnieniem dla autora najlepszej pracy magisterskiej w danym roku akademickim, dotyczącej zagadnień biznesowych, napisanej na Wydziale Organizacji i Zarządzania Politechniki Łódzkiej oraz Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Łódzkiego.

Certyfikacja menedżerów

Celem głównym procesu Certyfikacji Menedżerów jest troska o rozwój gospodarczy regionu łódzkiego poprzez doskonalenie kadr menedżerskich, które są najważniejszym czynnikiem sukcesu gospodarczego.